Łukaszenka negocjuje z Putinem zakup rakiet Iskander

W rozmowie z rosyjskim dziennikarzem Alaksandr Łukaszenka powiedział, że toczy rozmowy z Władimirem Putinem na temat możliwości rozmieszczenia na terenie Białorusi kilku dywizjonów systemów rakietowych Iskander. Tymczasem na oficjalnym profilu Ministerstwa Obrony Narodowej na portalu Twitter pojawiła się informacja mówiąca o tym, że w rejon miasta Kuźnica przybywa funkcjonariuszy białoruskich służb. 

- Potrzebuję kilku dywizjonów w kierunku zachodnim, południowym. Niech stoją. Ich zasięg to 500 kilometrów. (...) Teraz zawracam głowę waszemu prezydentowi, potrzebuję tych 500-kilometrowych wyrzutni rakiet u siebie - powiedział prezydent Białorusi w rozmowie z redaktorem naczelnym jednego z rosyjskich miesięczników. Mając na myśli rosyjskie Iskandery, dyktator zasugerował, że zależy mu na pozyskaniu tej broni ze względu na fakt, iż ma ona większy zasięg rażenia (500 km) niż będące na stanie białoruskiej armii Polonezy (300 km). W dalszej części wywiadu Łukaszenka przekonywał, że musi wzmacniać swoją armię ze względu na fakt, że jego kraj zagrożony jest atakiem z Zachodu. Dodał, że rząd Białorusi zabezpiecza granice wspólnego Państwa Związkowego.

Warto nadmienić, że słowa Łukaszenki mogą być jedynie próbą wywarcia jeszcze większej presji zarówno polski rząd, jak i rządy państw członkowskich Unii Europejskiej. Wydaje się, że jego słowa stara się tonować nawet sam Władimir Putin, który dzisiaj (13.11) ostrzegł reżim białoruskiego przywódcy przed ruchami ograniczającymi przepływ gazu do krajów europejskich. Stanowcza reakcja Putina była odpowiedzią na groźbę Łukaszenki, który zapowiedział wcześniej, że jeśli państwa UE obejmą jego kraj pakietem sankcji, ten może zablokować gazociąg Jamał-Europa, którego fragment przebiega przez teren Białorusi.

Dzisiaj po południu przedstawiciele MON za pośrednictwem portalu Twitter poinformowali, że w rejonie Kuźnicy przybywa uzbrojonych funkcjonariuszy białoruskich służb. Załączony film przedstawia grupę uzbrojonych Białorusinów maszerujących tuż za przygranicznymi umocnieniami.

Źródło: PAP