Koniec akcji w Zofiówce. 5 górników nie żyje

  • Data publikacji: 16.05.2018, 11:50

Ponad dziesięć dni trwała akcja ratownicza uwięzionych pod ziemią górników w kopalni Zofiówka. Ekipy ratownicze i mieszkańcy cały czas żyli nadzieją, że uda się uratować choć jeszcze jedną osobę znajdującą się pod ziemią. Jednak ostatecznie życie, w wyniku sobotniego tąpnięcia, straciło pięciu górników.

 

W sobotę 5 maja około godz. 11:00 doszło do najsilniejszego w historii Zofiówki wstrząsu o magnitudzie 4.3. W tamtym czasie w miejscu, w którym doszło do zawalenia znajdowało się 11 górników, którzy drążyli chodnik na głębokości ok. 900 m. Po wstrząsie, czterech z nich zdołało opuścić kopalnię samodzielnie, natomiast pozostali byli uwięzieni pod ziemią.

 

Przebieg akcji

 

Akcja ratownicza rozpoczęła się o 11:25, jednak dopiero przed godziną 15:00 poziom metanu w rejonie rumowiska spadł na tyle, by ratownicy mogli bezpiecznie poszukiwać zaginionych. Jeszcze tego samego dnia ekipy ratownicze zdołały ewakuować dwóch górników, którzy z niegroźnymi dla życia obrażeniami trafili do szpitala. Uwięzionych wciąż pozostawało pięć osób.

 

Priorytetem ratowników od tego momentu stało się dostarczenie tlenu uwięzionym górnikom, choć w rumowisku widać było prześwity, które umożliwiały przedostanie się powietrza. Ekipy pracowały na zmianę, a w akcji uczestniczyło łącznie 250 osób, które zostały podzielone na pięcioosobowe zespoły. W operację zaangażowani byli ratownicy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy kopalnia oraz z Polskiej Grupy Górniczej i Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.

 

Dopiero następnego dnia, w niedzielę, ratownikom udało się dotrzeć do kolejnego uwięzionego pracownika kopalni. Niemniej, po przetransportowaniu go do bazy na noszach ok. godz. 11:00, lekarz stwierdził jego zgon. Była to pierwsza ofiara śmiertelna sobotniego wstrząsu. W tym samym czasie kolejna ekipa poinformowała o zlokalizowaniu następnej osoby, która była uwięziona między rurociągami. I tym razem uwolniony górnik nie przeżył - lekarz stwierdził zgon ok. godz. 16:00.

 

Wtórny wstrząs i dalsze utrudnienia

 

Dalsze postępy w akcji ratowniczej zostały znacząco utrudnione przez wstrząs wtórny, który miał miejsce ok. godz. 16:30. Pomimo tego, że jego siła była znacznie mniejsza od tego z soboty, ponownie stężenie metanu w rejonie zawalonego chodnika drastycznie wzrosło. Zatrzymało to prowadzenie akcji do momentu przewietrzenia rumowiska. Co więcej, ratownicy musieli prawie stale mieć przy sobie aparaty tlenowe, które uniemożliwiały dłuższą niż ok. godzinną pracę bezpośrednio na miejscu.

 

Około godziny 17 w niedzielę do przeczesania wciąż pozostawało 250 m. W nocy z 6 na 7 maja ratownicy zdołali doprowadzić tzw. lutniociąg, czyli przewód dostarczający powietrze w rejon zawalonego chodnika. Ponadto, z pomocą wentylatorów udało się również na tyle skutecznie przewietrzyć rejon, że ratownicy mogli podejść do rumowiska także z drugiej strony.

 

Operacja nadal jednak była bardzo wymagająca - wysoka temperatura w kopalni oraz bardzo małe prześwity w zawalonym chodniku (miejscami mające zaledwie 30 cm) utrudniały ratownikom szybsze dotarcie do pozostałych trzech górników. Przemieszczanie się komplikowały także zniszczone elementy konstrukcji chodnika. O godzinie 17:00 w poniedziałek ekipy wciąż miały do przeczesania ponad 200 m. rumowiska. Przez to, że pracujemy w trudnych warunkach, postępy są wolniejsze - mówił prezes JSW Daniel Ozon.

 

Poniższe nagranie prezentuje warunki, w jakich ekipy ratownicze musiały poszukiwać górników.

Wytrwałe poszukiwania ostatnich górników

 

Wtorkowy poranek 8 maja nie zapowiadał znacznych postępów. Pomimo wietrzenia, stężenie metanu w niektórych miejscach było na tyle wysokie, że ekipy musiały pracować w aparatach tlenowych. Wąskie prześwity również utrudniały posuwanie się naprzód. Przez noc ratownicy zdołali przebrnąć przez kolejne 25 m.

 

Około godziny 10 nastąpił jednak przełom - ratownicy pracujący na dole odebrali sygnały z dwóch lamp górniczych. Docierają do nas sygnały, zlokalizowaliśmy dwie lampy z tą samą częstotliwością i wiemy, że były one przypisane do dwóch konkretnych górników - potwierdził informację prezes Ozon. Każda lampa ma zatopiony w sobie nadajnik, wysyłający fale o różnej częstotliwości - dzięki temu wiadomo, do którego górnika należy.

 

Dalsze prace górników zostały zatrzymane w wyniku pojawienia się kolejnej przeszkody - wody, która całkowicie zalała fragment zawalonego chodnika. Na miejsce natychmiast zwieziono pompy, którymi przez następne godziny odpompowywano wodę. Nie obyło się także bez problemów z samymi pompami - z powodu trudności związanych z podłączeniem czwartej, ostatniej pompy do pozostałych urządzeń, usuwanie wody z chodnika znacząco się opóźniło.

 

W międzyczasie, ratownicy zdołali za drugim podejściem wywiercić otwór technologiczny do zawalonego chodnika i miejsca, w którym mieli znajdować się ostatni trzej górnicy. Przez szczelinę o śr. 9,5 cm opuszczono żywność i Przenośny Telefon Ratowniczy w nadziei, że kogoś usłyszą. Niestety, po drugiej stronie wciąż panowała niczym niezmącona cisza.

 

Kolejny przełom nastąpił dopiero wieczorem 12 maja, w ósmym dniu prowadzonej akcji. Około godziny 21 dziennikarze znajdujący się na miejscu poinformowali o znalezieniu jednego z trzech wciąż uwięzionych pod ziemią górników. Następnego dnia ekipy zlokalizowały, podczas wypompowywania wody z rozlewiska, kolejną osobę. Lekarz znajdujący się w bazie stwierdził jednak ich zgon.

 

Ostatniego uwięzionego górnika ratownicy zdołali odnaleźć (przy pomocy psów poszukiwawczych) dopiero 16 maja nad ranem. Była to piąta, i ostatnia ofiara śmiertelna tąpnięcia w Zofiówce.

 

Poniższe zdjęcia prezentują warunki, w jakich ekipy poszukiwały uwięzionych górników (zdjęcia dzięki uprzejmości Jastrzębskiej Spółki Węglowej).

Działania władz

 

W akcję zaangażowali się także pośrednio i bezpośrednio politycy i instytucje państwowe. Do kopalni jeszcze 5 maja, w dniu najsilniejszego wstrząsu, udał się wojewoda śląski Jarosław Wieczorek, a także premier Mateusz Morawiecki. Odwiedził on poszkodowanych górników, którzy zostali uratowani i przebywali w szpitalu. Premier uczestniczył również w odprawie sztabu kryzysowego kopalni.

 

Następnego dnia do kopalni przyjechał prezydent Andrzej Duda. Na miejscu spotkał się on z pracownikami JSW, rannymi górnikami oraz rodzinami wciąż uwięzionych pod ziemią pracowników kopalni.

 

W miarę przedłużania się akcji i natykania się na coraz to nowe przeszkody (m.in. rozlewisko), 9 maja minister obrony narodowej skierował do pomocy jednostki Marynarki Wojennej z Gdańska. Żołnierze przyjechali do Zofiówki ze specjalnymi bezzałogowcami do przeszukiwania zbiorników wodnych. Ostatecznie jednak maszyny nie zostały wykorzystane - działanie ich silników mogło doprowadzić do wybuchu metanu, którego stężenie przekraczało w chodniku 2%.

 

Działania podjęły również organy wymiaru sprawiedliwości i instytucje państwowe. Prokuratura w Gliwicach zabezpieczyła już dokumentację związaną z działalnością kopalni w czasie wypadku - jest to standardowa procedura po tego rodzaju zdarzeniach. Natomiast prezes Wyższego Urzędu Górniczego Adam Mirek poinformował, że powołana została specjalna komisja do wyjaśnienia przyczyn i okoliczności wypadku w Zofiówce. Organ ten ma również ocenić prawidłowość przeprowadzonej akcji ratowniczej. Pierwsze posiedzenie komisji odbyło się 9 maja br.

Pięciu górników odeszło na wieczną szychtę

 

Ostatecznie pięciu górników straciło swoje życie podczas jednego z najsilniejszych tąpnięć w historii miasta i samej kopalni. Mieszkańcy Jastrzębia-Zdroju i sami ratownicy przez cały czas żywili nadzieję, że uda się znaleźć choć jeszcze jednego żywego - nadzieja ta jednak gasła z każdą kolejną dobą prowadzonej akcji. 

 

Słowa uznania należą się jednak wszystkim pracującym na miejscu ratownikom - ich szybkie działanie pozwoliło na uratowanie jeszcze w sobotę dwóch pozostających pod ziemią górników. W dalszej kolejności, ekstremalne wręcz warunki pracy i groźne dla życia stężenie metanu spowodowały, że postępy w akcji zostały znacząco spowolnione. Nie można jednak winić za to ponad 250 stale pracujących w Zofiówce ratowników - nagrany przez nich materiał wideo oraz zaprezentowane zdjęcia obrazują, z jak wymagającą operacją ratowniczą musieli się zmierzyć.