Góralskie Veto walczy o otwarcie biznesów. Chcą ruszyć 18 stycznia
youtube.com/user/0xynoX

Góralskie Veto walczy o otwarcie biznesów. Chcą ruszyć 18 stycznia

  • Data publikacji: 12.01.2021, 12:20

Wczoraj pod Wielką Krokwią w Zakopanem zapłonęły pochodnie na znak sprzeciwu wobec rozporządzeń rządzących, którzy przypomnijmy – przedłużyli panujące restrykcje do końca stycznia 2021 roku. Członkowie ruchu zapowiadają otwarcie własnych biznesów 18 stycznia, bez względu na konsekwencje ze strony rządu, policji i sanepidu.

Wielu górali żyje z turystyki, a zima jest sezonem, w którym mogą zarobić na utrzymanie swoich przedsiębiorstw nawet przez resztę roku. Do protestujących nie przemawia zapowiedziana przez Jarosława Gowina pomoc dla tamtejszych regionów w wysokości 1 mld złotych. Sebastian Pitoń, architekt z Kościeliska, nazwał ją „ochłapami dla samorządów”, które jeszcze bardziej jednoczą górali i pozbawiają ich złudzeń odnośnie dobrej woli władz.

 

We wczorajszym wystąpieniu pod Wielką Krokwią uczestnicy nie szczędzili mocnych słów. Na czwartek zapowiedziano konferencję, na której ma paść deklaracja, że wszystkie biznesy biorące udział w akcji otworzą się po 17 stycznia. – Skończymy to szaleństwo – grzmiał Sebastian Pitoń, lider Góralskiego Veta.

 

- Jeśli w tej chwili nie zaprotestujemy, jeśli w tej chwili nie zaczniemy normalnie żyć, bo nasz bunt tak naprawdę jest powrotem do normalności, nie będziemy na nikogo napadać, będziemy po prostu normalnie żyć i pracować. Jeżeli teraz nie powrócimy do normalności, to za miesiąc nie będzie już do czego wracać, nie będzie komu wracać, ponieważ cały polski biznes najprawdopodobniej zostanie wykupiony, splajtuje, zbankrutuje. Jest to ostatni moment, jest to dobry moment, moment pewnej kulminacji i stawiamy wszystko na jedną kartę. Teraz albo nigdy – dodał.

 

Pitoń nazwał prawo do pracy prawem naturalnym, przysługującym człowiekowi. Zapowiedział także, że inicjatywa, którą prowadzi, nie ma żadnych żądań wobec rządzących, sugerując tym samym, że ich działania nie mogą przynieść nic pożytecznego społeczności, którą reprezentuje. Wspomniał również, że powstaną materiały, które pomogą w tym, żeby turyści pozbyli się obaw przed przyjazdem na Podhale, jak i te edukujące o długoterminowych skutkach działań rządu, które według niego podszyte są niekoniecznie dobrymi intencjami. - Będziemy tworzyć pewne akcje propagandowe i informacyjne, gdzie postaramy się wyzwolić ludzi z lęku, bo lęk przed pandemią, lęk przed wirusem jest głównym elementem socjotechniki, która pozwala tym strachem ludzi zaganiać do tego miejsca, w którym nie będą mieli żadnej wolności – powiedział lider protestu.

 

- Wszyscy sobie zdajemy sprawę, że kres tej podróży to będzie jakiś gatunek antyutopii, jakiś zamordyzm, którego sobie nie życzymy. W którym tylko wielkie korporacje i państwo będą pracodawcami. Mały i średni biznes zniknie. To nie jest sytuacja, w której ludzie chcieliby być, zwłaszcza ludzie, którzy pamiętają jeszcze czasy PRL-u – dokończył.

 

Prasa donosiła już o wyrokach sądów, które wskazywały, że państwo działało poza literą prawa, wprowadzając obostrzenia zakazujące przedsiębiorcom funkcjonowania. O tym także wspomniał Sebastian Pitoń, tłumacząc swoje przedsięwzięcie i podkreślając jego wagę. - Ludzie uważają, że jest to zadanie dla górali, żeby uratować Polskę, więc musimy się tego zadania podjąć. Ludzie widzą, że jest to ostatni moment. My jesteśmy w prawie, to rząd łamie przepisy konstytucji swoimi rozporządzeniami. W związku z tym, my niczego złego nie robimy. My chcemy normalnie żyć. Jeśli przestaniemy się oglądać na rząd, to wyswobodzimy się z tego zaklętego czaru. Tylko słowa z telewizora każą nam, na dobrą sprawę, ograniczać nasze życie i nie zarabiać. Kiedy uwierzymy, że tak nie jest, to wrócimy do normalnego życia - zakończył Pitoń. 

 

Źródło: oficjalne wystąpienie, youtube.com/user/0xynoX