Jemen płonie

  • Data publikacji: 06.05.2018, 12:30

Jemen - kraj, w którym od początku wojny domowej zginęło ponad 10 000 ludzi, z czego połowa to cywile. Gdzie statystycznie z niedożywienia dziecko umiera co 10 minut, 17 milionów ludzi nie wie, co ma włożyć do garnka następnego dnia, a ponad milion jest zarażonych cholerą. Te liczby potwierdzają słowa Sekretarza Generalnego ONZ, Antonio Guterresa, który stwierdził, że sytuacja w Jemenie jest najgorszym kryzysem humanitarnym na świecie, a 22 miliony z 29 milionowej populacji tego kraju potrzebuje natychmiastowej pomocy żywnościowej.

 

Jak do tego doszło?
Protesty, które wybuchły podczas Arabskiej Wiosny i obaliły dyktatorów w Egipcie, Tunezji i Libii nie ominęły także Jemenu. Na fali demonstracji przeciwko bezrobociu, korupcji i długoletnim rządom prezydenta Aliego Abdullaha Saleha, Jemeńczycy domagali się odejścia człowieka, który rządził ich krajem przez 22 lata. Początkowo nieustępliwy, po zamachu, w którym został ciężko ranny, zrzekł się stanowiska na rzecz zastępcy Abdrabbuh Mansoura Hadiego. Temu, mimo odważnych obietnic dotyczących poprawy sytuacji w kraju, zachowania niepodległości i integralności terytorialnej, a także otwarcia na dialog pomiędzy różnymi opcjami politycznymi, nie udało się utrzymać stabilność państwa. Było to wodą na młyn dla szyickiego ruchu Huti, którzy od 2004 r. prowadzą walkę z rządem. W lutym 2015 roku zajęli stolicę, Sanę, a prezydenta Hadiego wtrącili do więzienia, z którego jednak szybko udało mu się uciec do Adenu, drugiego co do wielkości miasta Jemenu. Zachęceni zwycięstwami rebelianci postanowili ruszyć na to miasto, jednak w tym momencie do gry włączyła się Arabia Saudyjska, formując koalicję państw arabskich (Bahrajn, Kuwejt, Sudan i Zjednoczone Emiraty Arabskie) mających na celu przywrócenie do władzy Hadiego. Początkowo zakładano, że będzie to wojna szybka i zwycięska, ale okazało się, że Saudyjczycy boleśnie się pomylili. Od tamtej pory trwają naloty na pozycje Huti, ale najczęściej trafiają one w ludność cywilną. Ostatnią ofiarą była panna młoda wraz z 33 weselnikami. Wojna nie oszczędziła także prezydenta Saleha, który starając się powrócić do władzy, popierał rebeliantów aż do grudnia 2017 roku, kiedy postanowił zmienić stronę na rzecz Arabii Saudyjskiej. Zmiana sojuszu trwała zaledwie 2 dni, gdyż po tym czasie został złapany przy próbie ucieczki z Sany i zabity na miejscu. Saudyjczycy zastanawiają się jak wyjść z tej sytuacji zachowując twarz i status regionalnego mocarstwa, gdyż boją się ugrzęźnięcia w tej wyniszczającej wojnie.

 

Zagmatwana sytuacja
W tym najbiedniejszym z państw arabskich nakłada na siebie wiele problemów. Regionalna rywalizacja Arabii Saudyjskiej, która traktuje Jemen jako swoje państwo wpływów i Iranu, który wspiera Huti dostarczając im broń i pieniądze. Należy jednak zauważyć, że kierownictwo rebeliantów jest raczej niezależne od Teheranu i kieruje się swoimi interesami. Krytykowane są także państwa europejskie i USA, te z kolei dostarczają broń i dane wywiadowcze Saudyjczykom i ZEA. Kolejnym istotnym problemem jest dążenie polityków z południa do ponownego podziału kraju. W 1918-1990 istniał Jemen Południowy, który swą stolicę miał we wspomnianym już Adenie. Obalony rząd także chciał dokonać federalizacji kraju, ale miało powstać sześć federalnych regionów, a nie dwa – południe i północ – tak jak chcieli tego liderzy południa. Warto też zauważyć, że wojna w Jemenie nie jest klasyczną wojną między sunnitami (Arabia Saudyjska) i szyitami (Huti i wspierający ich Iran). Bardziej niż względy religijne liczą się w Jemenie więzi plemienne. Zresztą najpopularniejszy w tym kraju zajdyzm, którego wyznawcy zamieszkują niemal wyłącznie Jemen, jest odłamem szyizmu najbardziej zbliżonym do sunnizmu. Niejednokrotnie sunnici i zajdyci współpracowali ze sobą, na porządku dziennym były mieszane małżeństwa, a nieżyjący prezydent Salih należał do szyickiej mniejszości. Problemy pojawiały się dopiero wtedy, gdy plemiona miały odmienne zdanie w jakiejś kwestii. Sytuacje pogarsza również fakt uczestnictwa w wojnie bojowników z Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego, którzy są wspierani przez lokalne plemiona, a także niedobitki z Państwa Islamskiego.

 

Jemen okazał się kolejnym krajem, w którym Arabska Wiosna zamiast przynieść rozszerzenie swobód obywatelskich i poprawę warunków życia doprowadziła państwo do upadku. Prezydent Hadi od dwóch lat przebywa w Rijadzie. Premier urzęduje w Adenie. Rebelianci Huti kontrolujący stolicę i znaczną część terytorium. A do tego wszystkiego ogromna tragedia zwykłych ludzi, którzy są pozbawieni żywności, środków medycznych i wody zdatnej do picia. Nękani nieustającymi bombardowaniami saudyjskich samolotów skazani są na pomoc międzynarodową, która jednak często do nich nie dociera. Ciężko przewidzieć jak skończy się ta wojna i której ze stron uda się przeważyć szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W marcu na stanowisko wysłannika ONZ do Jemenu został mianowany brytyjski dyplomata Martin Griffiths. Przed nim jeszcze wiele pracy, a końca wojny nie widać.